Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 239.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To mówiąc i nie czekając odpowiedzi król powstał od stołu, widocznie weselszy i jakby ożywiony. Zyg mu zabiegł drogę patrząc w oczy.
— Miłościwy panie — zawołał — nigdy jeszcze w takim strachu nie był Zyg. Uchowaj Boże jaki święty wskrzesi Jaksów, to Zyga ktoś zabije na próbę, czy i on z martwych nie wstanie... Ja wolę tak sobie żyć, nie wstając z mokréj ziemi...
Za żart król zamierzył się go uderzyć, ale Zyg w porę uniknął i odskoczył.
Oda, która w milczeniu słuchała całéj rozmowy, rozgorączkowana i gniewna, bo król na nią nie rzucił już nawet okiem, odstąpiła natychmiast, do siebie żal mając, iż niepotrzebnie o Jaksach tych napomknęła. Inni téż zdala pochwytawszy słowa króla i Emnildy, rozmaicie je tłumaczyli. Stojący nieopodal Harno starał się zapamiętać i natychmiast z doniesieniem podbiegł do ks. Petrka.
Siedział ks. pisarz u pulpitu i bawił się około pargaminu jakiegoś, gdy zdyszany wpadł komornik.
— Ojcze! — zawołał — na moje uszy słyszałem... mówiono za stołem królewskim o Jaksach. Opat utrzymywał, iż Bóg cud uczynić może i wskrzesi ich, za wstawieniem się jakiego świętego! Możeż to być!.. To wybyście téż mogli mojego brata wskrzesić, a mnieby z sumienia spadł ciężar... i nieboszczyk przestałby mnie prześladować...