Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 215.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zbliżył się i stanął nad siedzącym, mówiąc coraz żywiéj, jakby go coś natchnęło.
Ty jeszcze tu będziesz kiedyś królował, synu Judyty, ty zawładniesz tą ziemię i pomścisz się niewoli swojéj, tylko teraz zcierp. Ani patrz na to, co oni wyprawują, aby nie pomyśleli że im zazdrościsz. Weźmij psy i sokoły, idźmy w las. W lesie różni się ludzie spotykają i tacy, co nie bardzo ich kochają, a co nas za to polubić mogą. W puszczach i na uroczyskach różna gawiedź, co się nam przydać może. Niech myślą, że my tylko na niedźwiedzie polujemy, upolujemy może i lepszego zwierza. Znajdzie się, znajdzie.
Gdy Gheza tak prawił wychowankowi rady, które mu się dlań najzbawienieńszemi wydawały. Bezprym słuchał, to się rzucając, to uśmiechając im na przemiany. Radowało go, że Gheza tak marzył o przyszłości świetnéj i widział ją możliwą. Czuł, że tą drogą może najłatwiéj dojść do niéj będzie, i choć nie odpowiedział mu wyraźnie, do serca wziął radę Ghezy.
Stary chciał z niego wydobyć co myśli, aby się przekonać, iż się z nim godzi, lecz Bezprym nie był łatwym do słowa, oczyma w nim czytać musiał tylko. Zostawało mu zawsze trochę niepewności, i dłużéj męczył wychowanka namowy swemi, ściskając mu kolana, powtarzając ciągle jedno, aby wrazić w myśl koniecznie, co na sercu