Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 208.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żnijcie słowami ostremi. Weźmijcie co wam dadzą, aby po tém więcéj otrzymać.
Skłonił się Sieciech i nie czekając odpowiedzi, wyszedł natychmiast, w pierwszéj izbie nakazawszy Ghezie, aby nazajutrz odział Bezpryma jak przystało i nie dał mu się nędznie stawić przed królem, by gniewu jego nie budzić.
Całą niemal noc Bezprym chodził po swéj izbie wrzący. Gheza siedział i uspokajał go, szeptali z sobą. Bezprym go odpychał, ten do kolan przypadał, godzili się i swarzyli jak niańka z dzieckiem. Pospali się wreszcie nadedniem, nie zmógłszy jeden drugiego.
Gdy nazajutrz nadeszła godzina naznaczona, Bezprym niemal gwałtem odziany w suknie najlepsze poszedł do sypialni Bolesława. Nie było tu nikogo, niespieszył się do niéj Mieszek. Wszedłszy długo stał w progu syn Judyty, nim się rzucił do nóg królewskich. Spełnił tę powinność, lecz z widocznym chłodem i wstrętem. Bolesław nie odezwał się téż, aż go u nóg zobaczył.
— Kazałem ci przyjść — rzekł — dość téj niewoli. Bądź mi posłuszny, a będzie ci z tém dobrze — zuchwałych nie znoszę. Mieszkowi przeznaczone królestwo, wedle obyczaju słowiańskiego. Zresztą taka jest wola moja. I ty otrzymasz swą dzielnicę, krew ci moja w tobie płynie — ale poprzysiądz musisz posłuszeństwo.
Mieszko cię skrzywdził, zganiłem mu to, przyj-