Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 204.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

boszczce królowéj, mój pan go wam przysyła jako dar dziękczynny.
Schwyciła markgrafówna z widoczną radością, wcale się nie broniąc od przyjęcia go i wnet na rękę włożywszy, kilka razy ją obróciła przeciw światłu, aby się przypatrzeć, jak pulchnéj ręce było pięknie w złotéj, grubéj przepasce.
Gheza pospieszył do pana, aby jednego nie zapomnieć słowa i odnieść mu co nakazano.
U wieczerzy Oda się gotowała do rozmowy z królem, a ilekroć chciała jéj, potrafiła zawsze uczynić jak postanowiła. Zwykle gdy do śpiewów przychodziło i pląsów młodzieży, wychodziła królowa Emnilda, często i Ryksa szła za nią. Naówczas panowanie pięknéj niemkini się poczynało. Smiało[1] czyniła, co się jéj podobało, nie troszcząc co o tém nazajutrz mówić będą. Nie unikała króla, narzucała mu się i kilka razy dała publicznie chwycić i pocałować. Śmiechem przyjmowała to, wcale się nie sromając. Raz spadł jéj wianuszek, co było jakby niedobrą przepowiednią, zdjęła go z ziemi i włożyła na głowę, nie zarumieniwszy się wcale.
Tego wieczora król patrzał zdala na pląsy niewieście — nie było przy nim ze dworu nikogo, oprócz starego Sieciecha, który, gdzie się zabawiano więcéj córki pilnował, niż króla.
Przysunęła się więc Oda do Bolesława śmiało.
Oko jego padło na jéj rękę i zdawało się ze

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Śmiało.