Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 183.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skinął Gero — a protonotaryusz ciągnął daléj.
— Tak jest z sumienia mówić będę. Przybyłem tu jako posłannik tego, który u pana naszego cesarza nie zasłużył na łaskę i wiarę. Niech mi to za złe policzoném nie będzie.
Tego się domagam dla uspokojenia duszy mojéj — o to proszę, a czcigodnego o. Emerarda, oraz innych tu przytomnych wzywam, aby mi dali świadectwo.
Szmer się rozszedł po izbie.
— Spokojni bądźcie!
O. Emerard rzucił kilka słów pochwały. Skłonił się ks. Petrek i ustąpił.
— Więc tedy ów niepoczciwy zdrajca i wróg, korony żąda? — odezwał się Thietmar... — i do nas się o nią odzywa? Zaprawdę zuchwalstwa większego wyobrazić trudno, aliści to nie jest więcéj niż zuchwałością, bo urągowiskiem?
— Nie urąga się on — odparł ks. Petrek, — boleje i męczy się. Potęga cesarska czuć się mu daje. Dojada mu zazdrość, bo czesi, duńczycy i węgrowie nawet już to posiedli, o co on się dopiero dobija.
— Czesi się od kościoła powszechnego, ani z pod mojego zwierzchnictwa nie wyłamują — odezwał się arcybiskup.
— Bolesław korony chce tylko na to, aby się niepodleglejszym od nas uczynić — rzekł Thietmar.