Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 177.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wysłuchawszy Gero podniósł nieco głowę, i uśmiechnął się wzgardliwie.
— Nie będę taił — rzekł — jakim sercem poselstwo to, urągające się cesarskiéj władzy, przyjmuję.
Wiem to i ja, wie cesarz, iż na przyjaźń i sojusz króla waszégo, cale rachować nie możemy. Złamał on wszystkie przyrzeczenia, zawiódł wszelkie nadzieje. „Wszystek ten stosunek z nami, połączenie się ojca jego i jego małżeństwy, ściślejsza zażyłość, więcéj nam dotąd w istocie szkody przyniosły, niż korzyści… I na przyszłość nic innego spodziewać się nie można. — Jeśli udanym pokojem na czas jakiś przyjaźnym się nam ukazuje, tysiącem praktyk potajemnych, narusza u nas miłość i zgodę, a upatrzywszy porę, czyha na zgubę naszą[1].“ Dziwne to jest poselstwo zatajonego nieprzyjaciela, który z rąk naszych, oręża przeciw nam samym się dopomina...
Skończył arcybiskup, gdy z otoczenia jego wstał merseburski biskup Thietmar, zdając się głosu domagać u pasterza, a gdy ten skinął nań, wybuchnął gwałtownie.
— Za szyderstwo i urągowisko tę prośbę chyba poczytać należy — rzekł — ażaliż się nie znamy, i nie wiemy co w sercach jest waszych? Ce-

  1. Thietmar, dosłownie.