Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 159.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale nie chcę gwałtu wam zadawać... Tylko mi na jedno pozwolicie, abym z pod jeźdźca którego z moich najlepszego konia wziął i Jurdze dał za zabitego. Pieszego mi żal...
Nie wymawiał się od ofiary Jaksa.
— A myślicie — przerwał Domosul — że u mnie już i konia zapaśnego nie ma? Jam tu przecie pierwszy zdaje mi się. Ubogi jestem, prawda, pozabierali mi królowie wasi com miał nie od nich, ale od ojców naszych... tyle jednak zostało, że się jeszcze pieszaka na co ma wsadzić.
Wszczęła się tedy rozmowa żywsza. Jaksowie, choć niedawno przybyli, ciekawymi byli dowiedzieć się, co się na świecie święciło, co w Krakowie o nich i o królu mówiono... i czy o wojnie słychać nie było.
Wzdychali do niéj wszyscy, a choć Jaksom iść na nią nie byłoby dozwoloném, dowiedzieć się o niéj pragnęli przynajmniéj.
Jaśko, który był jak oni nawykły do wypraw, westchnął usłyszawszy o wojnie.
— Już nie wiem, kiedy jéj doczekamy — odezwał się — król ociężał, obsiadły go niewiasty, otoczyli go ludzie nierycerscy. Chciałby niemcom się przyczaić, aby, jak mówią, koronę od nich dostać i na głowę syna ją włożyć... Mieszko żołnierz mężny... a no... ojca nie dorósł i nie dojdzie mu nigdy do pasa...
Potrząsł głową.