Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 158.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sam jedząc za stół nie prosił synowca, siedli wszyscy do mis.
Jaśkowi pilno się było dowiedzieć o cudownéj braci przygodzie.
Lecz zaledwie dopytywać zaczął, gdy Andruszka przerwał.
— Nie badajcie nas... nie możemy mówić nic nad to, iż nas widzicie przy życiu... Tajemnica to nie nasza.
— Lecz cóż myślicie z sobą? — odezwał się Jaśko. — Uchodzicie do Ugrów, czy do Czech? do nieprzyjacielskiego kraju?
— Nie — rzekł Jurga — kryjemy się czekając szczęśliwszéj godziny, a do obcych nie myślimy iść... choć dzisiejszy dzieńby nas nauczyć winien, jak się to schować od oczów ludzkich trudno i jak borsuka z jamy można słowem wykurzyć...
— Jeżeli w téj okolicy myślicie się ukrywać — dodał Jaśko — ja wam téż w Tęczynie ofiaruję chętną gospodę...
— Za serce dobre niech Bóg płaci — rzekł Andruszka — a no, nie godzi się nam włóczyć po świecie. Przed wami wyznać możemy, żeśmy gośćmi na Tyńcu. Wyprosiliśmy się na łowy... Konia Jurdze raniony dzik podciął... i tuśmy na chwilę się schronili... ale do klasztoru powracać trzeba. U was téż z Krakowa rycerstwo gości często i skryćby się było niepodobna.
— Kąt juściby się znalazł — odparł Jaśko —