Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 138.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o koronę staramy, nie złudzi ich to, iż się do Henryka udamy o nią! Na wszystkich gościńcach czatować będą, podróżnych chwytać i listów szukać, na wszystkich drogach zabiegać.
Westchnął opat Aron.
— Kogoż wyślecie? — zapytał król.
— Dobierzemy duchownych, dodamy im dzielnych rycerzy ku obronie — mówił opat.
— Stoigniew stary do jednego z poselstw zdatny — przerwał Bolesław.
— Znajdziemy i innych — dodał zamyślony opat Aron. — Zostaw mi to miłościwy panie... rozmyślać i modlić się będę, ani chcę byście wiedzieli co i jak uczynię — bym niepokoju nie przymnażał... Biorę to na barki moje, a Bóg miłościwy wesprzeć zechce sługę swojego.
Radosném, błyszczącém okiem spojrzał Bolesław na Arona.
— Ojcze mój — zawołał — nie dla téj już siwiejącéj głowy korony mi potrzeba... dopóki ona oczu nie zamknie, królem będę i bez niéj — trzeba mi jéj, abym nią pokrył kraj od Dunaju do Bałtyku i rozpaść mu się nie dał, trzeba mi jéj, aby na skroń Mieszka przyniosła błogosławieństwo i duchem ją bożym oświeciła. Nie dla siebie jéj pragnę... Ten sam ojciec nasz rzymski, co wchodzącemu do Rzymu cesarzowi złotą kulę ziemską na znak panowania dał w ręce, i błogosławił zwycięztwom nad Saracenami, niech mi ko-