Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 122.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

choć się zdawała zajęta zabawą, ani się zbyt od niego oddalała, ani się dała drugim zasłonić. Stała ciągle na widoku.
Mieszko rozmawiał z duńczykami, radni rozprawiali z posłami. Bolesław się zabawiał. Trwało to już długo, gdy ku markgrafównie skinął; podeszła do niego w skokach.
— Radują się wam oczy! — zawołał — cóż gdy tylko oczyma się wam radować można?
Oda ustami do góry podniesionemi coś mówiła niezrozumiałego. Po chwili rzuciła z niechcenia:
— Albo to wina moja?
— A czyjaż? — spytał król.
— Oczów, co się radują same... i na tém im dosyć — odparła Oda.
Król się zadumał patrząc na nią.
— Mnie bo was żal — poczęła jakby korzystając ze zbliżenia się markgrafówna i z tego, że nikt się nie przysłuchiwał rozmowie — mnie bo was żal...
— Jeżeli żałujecie, to pomiłujcie!.. — rozśmiał się Bolesław rozochocony.
— Choćbym i miłowała... cóż z tego? — poczęła Oda. — Ja wolna... wy niewolni...
Na to nie było odpowiedzi długo... popił Bolesław z kufla i wąsy otarł. Spojrzał na nią bystro i wyzywająco, odpowiedziała mu takim samym wzrokiem.