Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 120.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niekiedy śmiechy bujne, z dziką siłą, niemal strachem mogącą nabawić.
Mówiono, że historyi łaziebnéj Mieszka z Bezprymem dowiedziawszy się król, gdy sądzono, że dla starszego syna okaże litość, a Mieszka zgromi, przeciwnie zdał się nią uradowany. Nie uwierzył jéj zrazu, powtarzać ją sobie kazał różnym i mruczał.
— Mieszko miałby taką dumę i dzielność!.. Zaprawdę, nie spodziewałem się po nim tego!..
I nietylko że nie zganił królewicza, lecz serdeczniejszym dlań być począł.
To mu przyczyniło dobréj myśli.
Zyg, który czytał w oczach, śmiało się teraz narażał z tłustemi i rubasznemi wybrykami swojemi. Nie marszczył się na nie pan wcale, witał je szerokim śmiechem.
Być może, iż oczy Ody przyczyniały się téż do ożywienia starego rycerza, który, jak ojciec, dla niewiast miał słabość do zgonu. Hamowała go pobożna królowa, przecie nigdy ustatkować się zupełnie nie mógł, a gorąca krew w nim grała do ostatka. Gdy opat Aron z obowiązku go czasem do pomiarkowania tych chuci nakłaniał, Bolesław milkł, korzył się, a widać było, iż do serca tego nie brał. Każdy wybryk natychmiast sowitym darem dla kościoła opłaciwszy, zdało mu się, iż już się oczyścił z niego.
Początek wieczerzy poważniejszym był, sie-