Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 117.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dni temu gdzieś ich do innéj kryjówki uprowadzono...
Oda słuchając ręce ścisnęła białe, a usta się jéj uśmiechały złośliwie.
— Ja tego doszedłem — mówił daléj ks. Petrek — a wam to oddaję, abyście wy z tego korzystali... Król już się pono zdrady domyśla... kogo posądza? nie wiem... Trzeba abyście wy, miłościwa pani, donieśli mu o tém, gdy można będzie, potajemnie... Lecz nie wyjawiajcie, zkąd to wiecie... Niech król zapyta tylko królowę, pod przysięgą... pobożna niewiasta fałszu nie powie... Naówczas...
— Naówczas... sądzicie? — spytała Oda — że na królowę gniew jego spadnie?..
Ksiądz spojrzał na nią bystro.
— Miłościwy pan nasz — rzekł — jest w sile wieku... bez niewiasty on żyć nie może. Jeżeli inną pod tę porę umiłuje gorąco, będzie mu na rękę rozstać się z córką Dobromira...
Oda się zarumieniła mocno.
Nie była ona zbyt wstydliwą niewiastą, a współcześni historycy dają to poznać mocno, iż się nawet wydawać nią nie starała. Wiek téż i obyczaj do otwartości większéj upoważniał; w słowach nie kryto myśli, ale ją wypowiadano jawnie. Późniejsze wieki dopiero nauczyły się najsromotniejsze sprawy gładkiemi omawiać wyrazy.
Oda znać miała już pełną głowę i pierś swéj