Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 093.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trudnéj dla niego, bo choć już wiele języka miejscowego się poduczył, brakło mu samemu wyrazów, a mowę Jaksów nie zawsze mógł zrozumieć. Lecz ze skromnością i pokorą dziwną, z łagodnością dziecięcą patrzał w oczy młodym gościom i usiłował odgadywać co mówili. Oba Jaksowie jak na dziwne zjawisko patrzyli na tę postać zupełnie dla nich nową, w któréj młodość łączyła się z takiém pomiarkowaniem i rozumem. W rycerskim stanie szumiał ten wiek właśnie najgorętszą butą. Dziwiła ich także wesołość i wyraz spokoju w kleryku, którego stan wyobrażali sobie pełnym ostrych prób i nieustannych umartwień.
Kleryk Odon zabawiał ich jak mógł i umiał, dopóki wreszcie nie zbliżył się czas wychodzenia z chóru. Z uśmiechem wymknął się żywo, oznajmując im, że idzie o przybyciu ich opowiedzieć przeorowi.
Niedługo téż razem z klerykiem ukazał się ks. przeor w czarnéj sukni i płaszczu, jakiego benedyktyni w chórze używali. Był to niemłody już ale czerstwy mężczyzna, pięknéj postaci, w którego rysach to samo uspokojenie błogie malowało się, jakie ich na twarzy młodego chłopaka zdziwiło. Było ono jakby charakterem téj familii zakonnéj, o czém się późniéj przekonali. Ostre życie okrywał ten wyraz wewnętrznéj ducha spokojności i wesela.
Andruszka pozdrowiwszy pocałowaniem ręki