Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 084.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wstrzymać już wcale nie podobna było... Mówił więc pisarz, ciągle króla oczyma badając.
— Po dworze chodzą najniedorzeczniejsze pogłoski, jakoby mimo rozkazu i wyroku pańskiego, Jaksów czyjaś opieka ocalić miała... Wiadomo to wszystkim, iż młodszy z córką Sieciechową był zaswatany, więc jego, a nawet świętą, miłościwą panią naszą... posądzają o nieposłuszeństwo i bunt przeciw woli twéj — panie.
Bolesław słuchając podniósł zdziwione oczy i wlepił je bacznie w mówiącego.
— Co ty mówisz? — zapytał. — Gorzki, dziwny jakiś uśmiech przebiegł mu usta. Co mówisz?
— Wiem, miłościwy panie, żeć tak nie jest i nie może być — bo któżby śmiał stanąć przeciwko twéj woli wszechwładnéj, lecz o to czém jest złość ludzka!!
Rzucając królowi tę wiadomość do serca, sądził ks. Petrek, iż zasieje nią nieufność, podejrzenie i gniew może, lecz z twarzy króla rozpoznać nawet nie umiał co myślał i czuł.
Bolesław nie rzekł słowa — zwrócił mowę na opata i klasnąwszy na komorników, wprędce pisarza odprawił.
Wyszedł on drżący. Wiodło mu się aż do ostatniéj chwili szczęśliwie — lękał się aby teraz nie pośliznęła się noga.