Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 082.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Za uczonego miał go i w kanonach biegłego. Przyszło więc na myśl panu, gdy się walka skończyła tém, że oba zapaśnicy z niéj wyszli nie cali, a zwycięztwo wątpliwém zostało. Skinął na X. Petrka i poprowadził go za sobą do sypialni.
Z bijącem sercem, skulony, szczęśliwy szedł kroki cichemi za panem ks. pisarz. Gdy się w izbie sami znaleźli, bo komornikom król za progiem kazał pozostać — począł od tęsknicy za opatem Bolesław.
— Gdyby, miłości wasza mi co do rozkazania miała — odezwał się ks. Petrek — choć tak wielkiego męża nie potrafię nigdy zastąpić, i nie godzien jestem rozwiązać rzemyka jego... starałbym się.
— Słuchaj no, mój ojcze — rzekł król — opat mnie straszy wielce grzechami mojemi... sąż w istocie przepisy życia tak srogie, aby za najmniejsze przestępstwo piekło zaraz otworem stało?
Ks. Petrek głowę w ramiona wnurzył, ręce rozłożył, milczał długo.
— Miłościwy panie — rzekł — kościół zna słabości ludzkie i folguje szczególnym osobom, gdy ich położenie, krewkość, stosunki, popełnione wykroczenia tłomaczą. Tym, na których ramiona włożone jest brzemię wielkie — więcej téż odpuszcza prawo.
Czczę i padam na twarz przed wielką świa-