Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 067.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

natura nasza nie znosi zamknięcia i więzienia. Jurga mi w oczach ginie. Umrze on — umrę i ja po nim. Tyle tylko, że się pomęczemy dłużéj.
Ksiądz wysłuchał ze smutkiem skargi, lecz zdawał się nie wiedzieć co z nimi począć. Zbliżył się do Jurgi i przekonał sam, iż go choroba trawiła. Nie mówiąc nic, uczyniwszy tylko nadzieję powrotu, odszedł. Drugiego dopiero dnia powrócił, nie sam. Znany braciom opat tyniecki Aron mu towarzyszył, któremu tamten wielkie okazywał uszanowanie.
Opat począł od rozpatrzenia się i wybadania Jurgi — i przekonał, że mu istotnie groziło niebezpieczeństwo... zdawał się jednak i on niewiedzieć co począć, jak radzić.
— Idzie o życie wasze — rzekł — ktokolwiek was na swobodzie zobaczy, wyda... naówczas nietylko wy zginiecie, ale zgubicie osoby, które ocalić was chciały.
Nie widzę ja nic innego... tylko przeprowadzenie was do szerszego więzienia, do mojego klasztorku w Tyńcu, gdzie w celach zakonnych, przynajmniéj na słońce patrzeć, z braćmi co was nie wydadzą, obcować będziecie mogli.
Lecz jakże się wam niepostrzeżonym, niepoznanym dostać do Tyńca??
Andruszka podchwycił żywo, poręczając, że gotowi będą nocami, manowcami przedzierać się na miejsce, ludzi unikając, nie mówiac[1] do niko-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – mówiąc.