Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 055.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

walka była niemal pożądaną. Na dany znak ruszyli się oni ku ławie.
Bezprym ujrzawszy to chwycił za ławę i zdarł z niéj lekko przybity kawał drzewa, który ujął w dłoń silną, siadł i gotował się do obrony. Dwaj niemi łaziebnicy trochę się wstrzymali, popatrzyli na się, ruszyli nagle ku rusztowaniu i zręcznie podźwignąwszy je na barkach, obalili na ziemię. Razem z ławicą, na któréj siedział, uczepiwszy się jéj oburącz, spadł i Bezprym, a nim miał czas, potłuczony, dobyć się z pod desek, naskoczyli łaziebni pachołkowie i chwyciwszy go na ręce, choć im włosy darł z głowy, pędem lecąc wynieśli i rzucili na podwórzec nagiego.
We drzwiach stojąca gawiedź poczęła się śmiać z nieszczęśliwego Bezpryma, który leżał w śniegu. Drzwi od łaźni natychmiast zawalono drągiem i nim się do pomsty zebrać mógł pokrzywdzony, nie miał już przed sobą nikogo. Klęczał tylko u nóg jego stary Gheza i obejmował go rękami, trzęsąc się z gniewu cały, ciągnąc swojego pana, na którego własną opończę narzucił, na jego podwórze. Bezprym powstał, obejrzał się obłąkanym wzrokiem ku łaźni i podtrzymywany przez sługę wiernego, znikł w furcie wiodącéj do jego dworca. W podwórzu cicho było i pusto, dopiero po oddaleniu się Bezpryma wyjrzała czeladź Mieszkowa z łaźni, rozglądając się bojaźliwie.
Królewicz zwyciężył wprawdzie, lecz sam nie