Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 050.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

laznych i złotych blachach, które ściany okrywały.
Rzeźwa młodzież otoczyła królewicza, spiesząc porozwiązywać rzemyki, porozpinać sprzążki, uwolnić z tych pęt, które go długo więziły. Ówczesne wojenne uzbrojenie już niepospolitéj wymagało siły i wprawy do dźwigania. Pod pancerzem z łuski żelaznéj, który całe ciało okrywał, noszono jeden lub dwa skórzane kaftany. Pancerze były grubo kute, aby mieczom i dzidom przeciwników opór silny stawić mogły. Broń téż, którą dźwigać zmuszony był rycerz, tarcza, włócznia, miecze, młoty, łuk, oszczep, przyczyniały brzemienia.
Czeladź pańska znać ulubiona Mieszkowi i spoufalona z nim, śmiejąc się i żartując rozdziewała młodego wojaka, który uśmiechem jéj odpowiadał. Widać było w Mieszku żołnierza dzielnego, lecz nie zbyt rozmiłowanego w swém rzemiośle i nie wiedzionego do boju jak ojciec myślą wielką. Walka była dlań rozrywką rycerską, bo brzemię panowania jeszcze na innych spoczywało barkach i synowi nie było pilno je odziedziczyć.
Gdy pancerz z niego ściągnięto, odetchnął królewicz i rzucił się na posłanie z wyrazem widocznego zadowolenia.
— Hej, Michno! — zawołał do jednego z czeladzi — idź mi zobacz, czy łaźnia napalona... Nie pocznę nic, dopóki się w niéj nie wyparzę... i zimną nie obleję wodą. Dopiero siły mi powrócą!