Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 039.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pod brwi i skryte, usta zacięte, wyraz cały ponury i srogi razem.
Na wchodzącego spoglądając łagodniał widocznie...
Był to Bezprym starszy syn królewski z Judyty węgierki — odepchnięty przez ojca na korzyść Mieszka, niegdy do duchownego przeznaczony stanu, dziś nie pewien jakie go czekały losy...
— Co ty tu tak błądzisz Gheza? — zapytał głosem głuchym królewicz — czego szukasz...?
Stary, ręce złożywszy spuszczone, stanął na przeciw Bezpryma, głowę przechylił i wpatrzył się w niego milczący.
— A kogoż i czegożbym ja szukał? — odezwał się Gheza po węgiersku — bo Bezprym go w tym języku matki zagadnął — kogo? czego? szukam ciebie — królewiczu mój! Co ty? co tobie? jak?
— Jak? mnie? dziesięć razy na dzień pytasz o to, poczciwy Ghezo, jakże mi ma być? jako tym, co w ciemnicy siedząc, czekają wyroku śmierci...
— Rzućcie to — rzućcie! — zawołał Gheza — Myśli tych mieć nie trzeba, a siły zbierać i czekać. Héj! héj! przyjdzie i nasza godzina — przyjdzie! Znajdziemy i my przyjaciół, będziemy i my panowali.