Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 021.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ma tak niepokoić? Czy się odezwał zuchwale? może niewiedząc do kogo mówi.
— Wiedział on co i do kogo rzekł — odparł król. — Duchownemu by to było przebaczoném, owszem za dobre poczytaném, gdybym pewnym był, iż w istocie mnich to jest, a nie skryty wysłaniec czyjś, co chciał podpatrzeć czynności moje i złość mi uczynić? Dla czegoż zasłonił twarz, czemu uszedł tak skoro?
I Stoigniewowi podejrzaném się to wydało, ale zmilczał, a król, jak dlań tajemnic niemiał, wylał się zaraz z całym żalem swoim.
— Stoigniewie mój — odezwał się — zaprawdę, gdym na spoczynek zasłużył, Bóg mi właśnie największe zsyła niepokoje. Wiecie o Jaksów sprawie, co było ich krwi i rodu, pierzchnęło odemnie. Codzień ktoś uchodzi... niemcy siedzą cicho, lecz czekają pory, na rusi nie lepiej, nieprzyjaciele zdają się patrzeć tylko bym osłabł... aby na państwo uderzyć i rozszarpać! co czynić aby umocnić gmach! co czynić!
Stoigniew niepodzielał widać obawy króla i do kolan mu się pokłonił...
— Próżne te trwogi — rzekł — odpędzić je trzeba. Sumiennie — panie miłościwy, wolałbym i ja ażebyście Jaksom miłosierdzie okazali, lecz gdy rzecz niepowrotna — co czynić? czas żale ukoi. Łacniej się król Bolesław bez nich, niż oni obejść potrafią bez niego.