Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 223.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niektórzy po cichu odmawiali modlitwy.
Już się zbliżano do wałów zamek i katedrę otaczających, gdy mimo zawiei śnieżnéj, ujrzano we wrotach stojącego człowieka z chłopięciem, który zdawał się go prowadzić.
Poznał widać Bolesław zdala tego ślepca, i na twarzy jego wyraziło się niewysłowione uczucie jakiemś, wywołane wspomnieniem.
Stojący ów we wrotach mężczyzna, z oczami krwawemi, w których źrenic nie było, z długiemi włosami siwemi, które mu na ramiona spadały, z rozwianą brodą wpół białą, na pół zżółkłą, w tułub barani odziany, z kijem w ręku, spierał się na ramieniu chłopaka i zdawał stać przeciw burzy i wiatru, jakby mu one miłe były i pożądane...
Z głową podniesioną do góry napawał się tą zawieją i chłodem, wciągając usty szeroko otwartemi powietrze.
Wyrostek, który ślepego prowadził, zoczywszy orszak królewski zdala i poznawszy go, musiał chcieć nazad na gród odciągnąć, i z drogi sprowadzić. Widać było upartą walkę między chłopcem, który go ciągnął za poły, i starcem co się opierał, chcąc w miejscu pozostać. Spostrzegłszy to Sagan, chciał się puścić przodem, ażeby panu niemiłego oszczędzić widoku, wejrzenie króla go wstrzymało. Napróżno przewodnik usiłował ślepego nakłonić do ujścia — ten, chwycił się