Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 221.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Król ręce złożył nie dając mu dokończyć.
— Niech Bóg was szczęśliwie prowadzi — dodał O. Antoni — niech błogosławi na każdym kroku... niech pociesza i ukaja.
To mówiąc schyloną króla głowę pobłogosławił pustelnik i idąc z nim przeprowadził za próg lepianki.
Z kolei cały dwór królewski przyszedł po błogosławieństwo staruszka, i orszak ruszył już o dniu jasnym w dalszą ku Gnieznu drogę, z któréj się w bok zbito.
Dnia tego już tylko młodzież za zwierzem się puszczała, Bolesław do łowów nie miał ochoty, ani do rozmowy.
Z południa natrafiono na osadę Rybniki zwaną, nad jeziorkiem położoną, w któréj ubodzy tylko osadnicy mieszkali. Ci, na widok pańskiego orszaku, strwożeni, jak tylko się zdala ukazał, rozpierzchnęli się na wszystkie strony, i gdzie kto mógł, pochowali — co króla zagniewało.
Widział bowiem w tém dowód, że drużyny pańskie po kraju wędrujące, musiały biednemu ludowi ciężyć, gdy taką przed nimi miał obawę. Chaty stały otworem, gdy przybył Bolesław, ale żywéj duszy nigdzie nie znaleziono.
Do najprzestronniejszéj z nich wprowadzono króla, który surowo przykazał, ażeby czeladź nie ruszyła nic i nie czyniła szkody najmniejszéj.