Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 220.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i co królowi potrzebném w sakwach się znalazło. W małéj lepiance ledwie dwu ze starszyzny pozostać mogło, reszta położyła się do koła obozem dla spoczynku, dopókiby nie rozedniało.
Wkrótce uciszyło się dokoła... i król twardym snem znużony usnął.
Otworem stało wnijście do podziemia, i ledwie na brzask, ukazało się w niém światełko, gdyż O. Antoni jutrznię i modlitwy odmawiał po cichu. Król podniósł się dopiero gdy rozedniało, i spuściwszy się do kapliczki, wraz z Saganem i Radziszem, mszy świętéj O. Antoniego wysłuchał.
Czas było sposobić się do dalszéj drogi, i Bolesław téż, gdy mu dano znać, iż konie były gotowe, zbliżył się do ucałowania ręki pustelnika.
— Ojcze mój — rzekł — nie może to być, ażebym z tąd odjechał nie zostawiwszy po sobie pamiątki ni śladu — powiedz mi, proszę cię, co chcesz abym dla ciebie, lub tutaj na chwałę pańską uczynił? Zbuduję kościół... choć zaprawdę takiego jak wy, gdybym nie wiem wiele złota dał — nie potrafię wznieść.
— Uczyńcie jedno dla mnie — odparł pustelnik — abyście mi dali dożyć dni moich nie odmieniając tu nic, nie przysparzając mi niczego... Przypomnijcie sobie, panie miłościwy, los braci mojéj, którąście obdarzyć pragnęli!! Wprawdzie daliście jéj największe dobro, bo możność przelania krwi za wiarę świętą...