Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 217.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i miecz u boku mojego położył, mówiąc: Na wiary i sprawiedliwości obronę...
Czułem jakby oddech jego wonny nad sobą, duszę moją ogarnęła radość niewysłowiona i z krzykiem obudziłem się.
Młodzieńca nie było przy mnie, namiot stał w ciemnościach, słaby brzask zaledwie poczynającego się dnia wpadał przez uchylone nieco płótna...
Spostrzegłem dopiéro, że wszystko to snem było. Krzyk tylko mój przez sen zbudził starca śpiącego nieopodal, który upamiętywać mnie i do uspokojenia zachęcać począł.
Żal mi się stał wielki ze snem razem straconego miecza, gdy ręce wyciągnąwszy pociemku, rękojeść jego uczułem właśnie w tém miejscu, gdziem śnił że został złożony... Z podziwem zacząłem wołać o światło i domagać się go natychmiast. Straż, która około namiotu czuwała, pobiegła do pogaszonych w obozie ognisk i przyniesiono zapalone łuczywo.
Miecz cudowny! ten sam, który we śnie widziałem, miałem w ręku... Zkąd i jakim sposobem zjawił się on przy mnie, nikt nie umiał wytłumaczyć. Pocałowałem go i przypasałem natychmiast, a staremu towarzyszowi opowiedziałem widzenie moje... Nie dowierzano mi... Pytano straży, która stała u namiotu, azali nie widziała kogo wchodzącego... Pachołek wyznał, że wpraw-