Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 209.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w gruzy i proch?.. Nieprzyjaciele milczą a rosną... Czekają pory, a gromadzą złość swoją, aby większą była... patrzą bym osłabł...
Zamilkł Bolesław, a wkrótce dodał znowu.
— I teraz... mamli ja na sumieniu krew tych ludzi, winnych zabójstwa? Dwaj rycerze znacznego rodu zamordowali na drodze wiozącego kupię bogatego człowieka niewinnego. Skazałem ich na śmierć. Ród ich i powinowaci zwracają się przeciw mnie. Surowym byłem, ubłagać się nie dałem, przykładu na możnych zuchwalców potrzeba było, aby nie rzeczono, że rycerzom moim czasu pokoju łupić i zabijać wolno bezkarnie... A nie mówiż zakon nasz — oko za oko, ząb za ząb?!.
— Tak — odezwał się pustelnik — mówił to zakon stary, dopóki nie przyszedł Pan Światłości, Słowo wcielone i nie rzekł natomiast: Przebaczaj nieprzyjaciołom, jako pragniesz, abym ja ci twe winy przebaczył.
— Nie byli to nieprzyjaciele moi — odparł król — kochałem ich, druhami byli mi i towarzyszami... Lecz cóżem czynić miał sędzią będąc, przeciwko zakonowi ludzkiemu, który śmiercią za śmierć karze? Miałżem szczędzić tych, co się nie litowali niewinnemu, dla chciwości bogactw jego?..
Pustelnik ze spuszczonemi oczym[1] mruczał coś, jak gdyby odmawiał modlitwę.
— Nie jesteś winnym — rzekł po namyśle —

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – oczyma.