Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 203.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

brałem, rosło to ze mną i pójdzie ze mną do grobu. Nie wypocząłem i godziny, spełniając przykazanie ojcowskie.
Ale i rodzic mój Mieszko i ja ludźmi byliśmy, ojcze mój. Zmarła świątobliwa macierz moja, gdy ja lat miałem dziesiątek. Niemcom potrzeba było na miejscu czeskiéj niewiasty swoją mieć u tronu. Pokazali staremu urodziwą zakonnicę w Kalwe, Odę, córkę markgrafa Dytmara, która wdziała już była suknię i złożyła śluby. Skusili go do nowego małżeństwa. Duchowieństwo nie rzekło nic...
Dali mu ją, aby przez nią owładnęli ojcem moim. Przybyła na zamek dumna macocha, gdy ja już miałem lat trzynaście, ale mi serca ojca nie odebrała...
Wprędce potém chodziłem już na wojnę. W domu mi było duszno.
Przybywało rodzeństwo nowe. Siostrę rodzoną miałem jednę, Sygrydę, którą za duńskiego wydano Swenona. Teraz z Ody przyszli pokolei Świętopełk, Władywój, Lambert, synowie mniszki. Słyszałem już jak mówiono, że państwo podzielić się miało.
Ojciec, bijąc mnie po głowie, powtarzał: — to będą wojewody twoje, a ty nad niemi panem i królem.
Ale z oczów dzieci mniszki patrzało, że mnie one słuchać nie zechcą. Starzał Mieszek, posyłał mnie w świat wojować, sam żonie posłuszny, spo-