Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 194.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łał lekko skłaniając głowę. — Cześć ci królu pobożny! Rad jestem, że cię moje oczy oglądają. Synem jesteś tego, co światło wiary na ziemię tę sprowadził, opiekunem jéj i krzewicielem... Bóg niech ci błogosławi.
Ręką zakreślił krzyż w powietrzu — król był w usposobieniu smutném, i przerwał O. Antoniemu.
— Grzesznikiem tylko jestem, większym niż inni! a nadzieja moja w zasługach świętego męczennika Alberta, iż mi on przebaczenie wyjedna.
— Wszyscy się modlimy za ciebie — panie — odparł O. Antoni — bo gdyby silna dłoń twoja nie trzymała pogan, których tu nad chrześcian więcéj jest jeszcze — padlibyśmy wszyscy ofiarą, jak od dzikich zwierząt pożarci.
To rzekłszy stary pustelnik poszedł do kąta izdebki szukać wina, wypłukał garnuszek, przyłożył do ognia gałęzi i zajął się pilno zagrzaniem napoju dla króla.
Nad ten czarny garnek innego nie było, i Bolesław śmiejąc się, do ust go przyłożył, a orzeźwiający napój wychyliwszy, podziękował staruszkowi.
— Teraz — odezwał się — spokojnie mogę czekać ranka. Biedny mój koń tylko o głodzie i chłodzie noc przebędzie.
W istocie dla kasztana miejsca tu nigdzie nie