Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 159.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczęścia panu mojemu, bo na jego barkach spoczywa ciężar straszny... Dla niego téż gotowam zawsze wszystko moje poświęcić...
— Miłościwy i sprawiedliwy téż król nasz — dodał ksiądz — czcząc cnoty świętéj swéj małżonki, najszczęśliwszym się czuje w jéj posiadaniu...
Królowa Emnilda uśmiechnęła się żałośnie.
— Niech mu na wszystkiém Bóg błogosławi — rzekła.
— Dziś miłościwy pan — mówił ksiądz — chmurniejszy pono niż zwykle... Już samo wykonanie wyroku na Jaksach smutkiem jego téż serce napełnić musiało... cóż dopiero zuchwałe, nierozsądne postępowanie rodziny, która się cała odsunęła od dworu i pana.
— Mój ojcze, sądzicież, że ich kara to za sobą pociągnie?.. — niespokojnie spytała królowa. — Byćże może?.. Lękacie się jakich skutków?
— Któż to obrachuje — cicho i skromnie rzekł pisarz. — Rodzina można, liczna, spowinowacona z najpierwszemi w kraju. Widzieliśmy nieraz zuchwałych buntów przykłady, z mniejszych niż teraźniejsza obraz wynikłe... Słudzy wierni i poddani królewscy muszą być niespokojni.
— A! i ja... i ja téż płaczę i niepokoję się... ojcze mój — odezwała się Emnilda — ale modlę się i mam w miłosierdziu Bożém nadzieję... Wszechmocny Pan cuda czyni!..
Księdzu błysnęły oczy, bo ostatniemi wyrazy