Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 147.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Taki bo ty głupi na wieki! — zawołał kat — czy to on o tém nie wie o co pyta? oni o wszystkiem wiedzą! a pytał żeby próbować.
Stróż zagłębił się w garnuszku, widać było, iż sam uczuł, że do odgadywania tajemnic stworzonym nie był. Westchnął i kończył kaszę wystygłą.
Kat z tryumfem podniósł czoło — i szeptać zaczęli pocichu.
W czasie rozmowy téj poufnéj, ks. Petrek szedł ku dworcowi królowéj.
Otworzył sobie furtę wiodącą w podwórko, obejrzał się do koła, i namyśliwszy nieco, dokąd się ma pokierować, nieznacznie kołując podsieniami, udał się w głąb dziedzińca.
Chód jego tak był ostrożny i cichy, ruchy tak mało widoczne, iż gdyby kto nawet znajdował się na podwórku, mógł go nie usłyszeć i nie dostrzedz.
Jedne drzwi stały pół otwarte — a za niemi sień widać było ciemną. Ksiądz pisarz wcisnął się do niéj z tąż samą ostrożnością, tym samym chodem cichym, i zapukawszy leciuchno, natychmiast bliskie drzwi do komnaty, w któréj licznych głosów szmer słychać było — otworzył.
Była ona dosyć obszerna, z jednéj strony okienkami opatrzona, pod którémi rzędem krośna do szycia stały. Pod przeciwną ścianą ławę szeroką zajmowały prządki jednako ubrane, które tu jeszcze z kądzielami w rękach siedziały. Na ko-