Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 129.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kochanki, a Bóg wywrze zemstę swoją, bo nie będzie komu od niéj modlitwą zasłaniać!..
Milcząc z uwagą wielką słuchał mnich, nieco zadumany, zdziwiony trochę; wyzywał dalsze zwierzenia, strzegąc się je nawet natrętnemi przerywać pytaniami.
Z kolei opowiadający ksiądz, nie będąc już panem siebie, coraz gorętszemu uczuciu dawał się unosić, jak wprzódy mnich, gdy na Bolesława narzekał.
— Jeżeli się tak stało — dodał jeszcze — jeżeli się stało jak się domyślam, tajemnica długo się utrzymać nie może, nie zachowa. Gdzież ich podzieją? gdzie ukryją? jak im i dokąd ułatwią ucieczkę?.. Nie mogą się obejść bez ludzi... ktoś podpatrzy i królowi szepnie słowo...
— Sądzicie, że się tak stało z tymi Jaksami? — powtórzył mnich.
— Domyślam się... domyślam tylko, ale rzadko się mylę — rzekł ksiądz — królowa mogła się na to odważyć, serce jéj miłosierdzia pełne, każdą krew obmywa łzami; naostatek jest przy niéj córka Sieciecha, z którą jeden ze skazanych na stracenie miał się żenić... ojca i królowę mogła skłonić... Zamięsza się ich wiele...
Zatarł ręce ze złośliwą radością.
— Jakież mogą być skutki? — szepnął mnich.
— Odrzucenie królowéj za przeniewierstwo — mówił ksiądz — a potém panowanie młodéj nie-