Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 115.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rać, rzadko się jednak trafiało, by z koła celniejszych rycerskich rodów, co go otaczały, padały ofiary. Oszczędzano je, wzgląd miano na zasługi, wyrozumienie dla krewkości i obyczajów, zaledwie chrztem obmytych ludzi, w których wiele jeszcze dzikiego z przeszłości pozostało. Śmierć dwu Jaksów wiele kosztowała temu, co na nią skazać ich musiał, i tym co o niéj zasłyszeli, podziwem była. Groza i strach przejmowały wszystkich, aby starzejący król nie nabrał smaku w okrucieństwie, jakiém się oślepiony przezeń Bolesław Ryży odznaczył.
Ze wszystkich stron sali spoglądano na króla ukradkiem, jakby chciano czytać z jego oblicza, jaki ślad w duszy zostawił wyrok ten krwawy. Chmura nie schodziła z czoła pańskiego, wszyscy siedzieli milczący. Nie uszło i to oka i ucha ludzi, jak stary Pobóg, najwyższego naówczas dostojeństwa odmówiwszy, na zawsze dwór pański opuścił.
Kilka razy Bolesław podniósł wzrok na królowę, ale jéj oczów nie spotkał, nastręczały mu się za to owe niebieskie, zuchwałe choć straszne oczy Ody, która szukać się zdała króla i na przekór wszystkim okazywać spokój i wesele. Tak samo pono, gdy inni weseli bywali, ona smutną i gniewliwą być się starała, aby nie godzić się ze dworem, a iść wolą swoją.
Ulubione psy królewskie otaczały stół i chci-