Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 112.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przy pięknych twarzach dobranych do królowéj orszaku, złote płaszcze, purpura, lazurowe sukienki, przepych klejnotów i kolorów, odbijały jak bogata oprawa tego żywego twarzy wieńca.
Wśród nich widać téż było Teodorę córkę Sieciecha, wzrostem i postawą górującą nad towarzyszkami swojemi, z twarzą bladą i oczyma już od łez oschłemi, ale jeszcze gorejącymi wewnętrzną boleścią. Szła widocznie jakby zmuszona, jak ofiara, usiłując napróżno na twarz powołać uśmiech nieprawdziwy, skłamany, trwożliwy, męczeński. Na innych téż, nie wyjmując oblicza królowéj, głęboki smutek był rozlany. Emnilda nieśmiało, bojaźliwie niemal spoglądała na oddających jéj cześć i pokłony.
Gdy szelest sukni niewieścich dał się słyszeć, król ku wchodzącym się odwrócił, jakby rad, że może przerwać witania i rozmowy.
Tego dnia na słowo zebrać mu się ciężko było, czoło miał dumne i usta leniwe.
Tuż za niewiastami wchodziły pacholęta niosąc misy nad głowami, dzbany w rękach, nalewki, miednice i ręczniki. Bolesław skinąwszy głową gościom, zwolna na miejsce swe przy królowéj Emnildzie podążył.
U pańskiego stołu zasiadały tylko niewiasty królewskiego i powinowatego im rodu; tu téż miejsce było jednéj z dziewcząt orszaku królowéj, przybranéj do jéj boku, znacznego rodu, córki