Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 108.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wnet czoło pańskie marszczyć się zaczęło, i rękę mu z ramienia zdjął król.
— Nie, miłościwy panie — odparł chłodno i śmiało starzec — nie. Ja nie jestem godzien siedzieć u stołu twojego. Krew Jaksów płynie we mnie. Przybyłem ci miłościwy panie, podziękować za łaski twoje — i pożegnać. Za starym Jankiem szwagrem pojadę — tam miejsce moje — gdzie wszyscy nasi. Ani się méj krwi zaprę w niedoli. Miejsce moje nie u stołu i rady pańskiéj, ale na wygnaniu lub w grobie.
Śmiałéj téj mowy słuchając, przytomni pobledli z przerażenia.
Bolesławowskie brwi zeszły się nad oczyma i zwinęły w jeden wał czarny — ręka mimowolnie padła na mieczyk i drżąca leżała na nim... Drugą ujął się w bok król, i długo patrzał na wyzywającego śmiałka.
— Stary jesteś — rzekł w końcu — biłeś się mężnie ze mną nad Bugiem i Wełtawą — głowy ci nie zdejmę.
Idź! idź! z Bogiem!
I ręką gniewnie wskazał po za siebie, a dokończywszy słów, gdy jeszcze brwi trzęsły mu się gniewnie, ustami uśmiechać się począł dziko i strasznie. Rząd białych zębów jak lwia paszczęka, ukazał się z pod warg wybladłych.
Kilka razy powtórzył coraz głośniéj — coraz silniéj — Idź! Idź!