Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 095.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dać ochoty, ale popatrzywszy nagle śmiech mu się w połowie urwał.
Zamilkł i za komin się ukrywszy, do ściany przytulony, przypłaszczył. Nie miał już myśli próbować rozweselić raz drugi i nową sposobić zaczepkę.
Wśród milczenia przewlókł się potém po sypialni, trzymając ścian, raz i drugi, jakby się chciał królowi przypomnieć. Widząc, że i to nie poskutkowało, bo król oczy odwracał, przesunął się ku drzwiom. Podniósłszy zasłonę, skłonił się do saméj ziemi z przesadzoną pokorą i rzekł.
— Czołem panu...
I zniknął.
Po wyjściu jego król w dłonie klasnął, weszło dwu dworzan komorników, a tym rozkazu nie było potrzeba, aby wiedzieli co robić. Odzież nieśli i obuwie i poczęli do wstania służyć. Król kożuch tylko włożył i siadł przed ogniem, który paląc się jasno, całą komnatę ciepłem wypełniał.
W chwilę potém opat Aron ukazał się we drzwiach. Na widok jego twarz pańska widocznie się wyjaśniła.
— Chciałem już widzieć was, ojcze — odezwał się poufnym tonem — całą noc sny mnie dziwne dręczyły. Zmora mi piersi dusiła. Zdało się jakby całe wojsko cesarza Henryka na mnie legło i zgnieść mnie chciało... Z niemi, choćby