Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 079.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

starszeństwo — jam za dwu sam odpowiadać powinien.
— Andruszko, bracie, — zawołał Jurga — jakże ty pomyśleć możesz, że ja bym żyć chciał, kupiwszy bezkarność krwią twoją. Miłe mi życie, miłe to pewna.
Kocham Sieciechównę... śmiał mi się w niéj świat — a jednak i jéj i jego niechciałbym bez ciebie.
— Wspomniałeś córkę Sieciecha — możnego ona ma ojca — rzekł starszy — gdyby ci sprzyjała, onaby przez niego dla ciebie coś potrafiła uczynić.
— Nie — odparł Jurga — czyż króla nie znasz? alboś go to nie widział w boju i pod lipą, gdy sądził? — i gdy go wróg rozsierdził? Naówczas on litości nie zna i opamiętania nie ma.
A nie rychło ochłonie!
— Cicho — nie mów na niego nic — wtrącił starszy.
— Juści się go teraz więcéj bać nie mam potrzeby — porywczo odparł Jurga — chybaby mnie końmi rozszarpać kazał... a głowę muszę dać, czy tak czy tak!
— Nie dla strachu to mówię — westchnął Andruszka — a no, dla tego, że choć on mi życie bierze, ja go nie winię. Sędzia i król — kto wie? w jego miejscu jabym téż może kazał ściąć Andruszkę, a Jurgę tylko z żywotem puścił.