Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 076.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To mówiąc zdjęła z palca pierścień kosztowny.
— Na pamiątkę dnia tego — rzekła — przyjmijcie mały ten dar odemnie. Daliście mi męztwo, przynieśliście uspokojenie — Bóg niech wam zapłaci.
Zawahał się opat dar przyjmując, lecz zmusiła go Emnilda, aby nie odmawiał.
— O tajemnicę was nie proszę — dodała w końcu — od niéj ich życie zależy i — moje! Czas upływa...
Opat odchodził zamyślony, gdy królowa Emnilda znikła już z komnaty, szelest tylko jéj sukni obróciwszy się usłyszał i drżącą zobaczył we drzwiach oponę.
Noc była nadeszła. Na zamku cisza panowała...
Więzienie, do którego rzucono dwóch Jaksów, opodal od dworców znajdowało się do wałów przyparte. Były to ciemnice, na pół w samym usypie ziemnym skryte, z ogromnych balów sosnowych wybudowane. Ciężkie wrota okute, a w nich mniejsza furta, zaryglowana silnie, wiodły do izb dla więźniów przeznaczonych. Wzdłuż od strony wnętrza zamku ciągnęła się długa, wąska szyja, poprzecinana gdzieniegdzie małemi okienkami, w które zaledwie ręka by przecisnąć się mogła. Z téj szyi, kilkanaście drzwi, drągami pozasuwanych, prowadziły do ciemnych izb wilgotnych, w których zamknięci byli więźniowie na śmierć