Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 072.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

staną w ukryciu, w więzieniu, aż się gniew pański uśmierzy. Nikt ciebie pani nie zdradzi, bo cię miłują wszyscy... król nie spyta.
Gdy śmiałe dziewczę gorączkowo wymawiało te słowa, Sieciech i królowa zamilkli strwożeni na samą myśl nieposłuszeństwa, temu, który cienia jego nieznosił; którego gniew był jak piorun, bijący choćby w kościoły.
Emnilda milczała długo.
— Dziecię szalone — rzekła powoli — wieszże ty czego śmiesz żądać odemnie? Przy starym Sieciechu wszystko powiedzieć mogę.
Dałam dwóch synów królowi, nie sprzeciwiałam się nigdy żadnéj woli jego, jak niewolnica byłam mu posłuszną — ale i dla mnie z latami serce jego ostygło — nie jestem już dla niego ukochaną i jedyną. Szanuje mnie, ale powabniejszych twarzy szuka... Gdybym stała mu się nieposłuszną, radby się może był mnie pozbyć, jak się zbył matki Bezpryma i córki Rygdaga — co ją poprzedziła...
Na siebiebym wyrok wydała — i na sumienie jego...
Spuszczając oczy, smutnie wyrazów tych dokończyła królowa i stali wszyscy niemi. Sieciech dumał, boleść córki kazała mu szukać ratunku, gdzie już żadnego nie było.
— Miłościwa pani — odezwała się — próżne są obawy wasze — krewkim jest pan nasz, ale