Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 044.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy z Jaksowych borów przypadł tu ów sługa stary z wiadomością o losie Jurgi i Andruszki, na podwórku znalazł Miklasza, i zaraz mu tu, jak stał, ręce załamując, wszystko wyśpiewał.
Między dwoma Jaksów dworami nie było już zdawna żadnego stosunku, z rozkazania Janka, który synowców znać nie chciał i mówić sobie o nich nie dawał.
Chociaż zakaz ten trwał zawsze, Miklasz się wszakże nie wahał, posłańcowi poleciwszy stać i czekać na podsieniu, sam zaraz iść do ojca.
W izbie na ten raz żadnego dziada nie było, stary sam jeden ręce zwiesiwszy u ognia siedział a dumał.
Ledwie stąpiwszy na próg, syn zaraz odezwał się, jako to było w obyczaju, że ze złą wieścią przybywa.
— Nie trzymajże mi jéj jako miecza nad karkiem, a mów... — zawołał stary.
Dusza to była hartowna, co się lada czego nie ulękła.
— Z Jaksowych borów sługa przybiegł — rzekł Miklasz — tam się nieszczęście stało. Jurga z Andruszką napadli na gościńcu kupca greka, który dla króla z Kijowa wiózł kupią... powaśnili się z nim, zabili i odarli. Król po nich przysłał i kazał ich na sąd swój stawić w Poznaniu.
Janko wysłuchawszy syna, głową tylko potrząsł, długo mu słowa brakło.