Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 039.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nawet sroższéj sprawiedliwości spodziewać było można.
Po drodze zbiegano się przypatrywać dwóm jadącym w tém otoczeniu Jaksom, jakby winowajcom wiedzionym na stracenie — czując już, że ich śmierć nie minie.
Drogosz wszystko czynił co mógł, aby podróż jak najdłużéj trwała.
Tym czasem stało się téż, czego nikt się nie spodział, że uchodzącego z zapłakaną i lamentującą greczynką Gwidona, który za granicę przekraść się spieszył z łupem swoim, pojmali ludzie królewscy przypadkiem i do Poznania go odstawili...
Temu, niżeli Jaksowie przybyli, król po krótkiém badaniu, zaraz łeb ściąć kazał, niewolnicę oddawszy do dworu królowéj. Szwab badany broniąc siebie, winę składał na Jaksów, i w ten sposób jeszcze ich więcéj obciążył, a króla rozsierdził.
Na drodze już, od przejezdnych komorników pańskich, dowiedział się Drogosz, iż Gwidon życiem przypłacił.
Z Jaksowych borów zaufany sługa stary, w chwili, gdy Jurgę i Andruszkę brano, oklep na konia skoczywszy, poleciał o mil kilkanaście do stryja, który mieszkał na gródku swoim w Niemierzyszczach. Człek to był lat już bardzo podeszłych, za którego teraz dwu synów na wojnę