Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 026.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

im zastąpili — kupiecka gromadka miała może piętnaście koni, ze sześciu przy nich ludzi zbrojnych na pozór, licho — na czele jéj jechał wąsaty, czarny mężczyzna w kożuchu dostatnim, z nożami dwoma u pasa, żelaznym młotem u siodła i mieczem u nogi. Spostrzegłszy naprzeciw siebie zbrojnych, stanął — inni téż ludzie, jakby do obrony, ścisnąwszy się, sposobić zaczęli.
Przewodnik pieszy, popatrzywszy tylko, może poznawszy z kim miał do czynienia — w bok się zaraz rzucił i zniknął. Szwab pierwszy do rozmowy wystąpił — wołając głośno, że przejazd bez okupu nie jest wolny.
Wąsacz odpowiedział mu téż krzykiem, mało zrozumiałym, bo choć to niby ze słowiańska brzmiało, znać w wymowie było cudzoziemca. Na poparcie wyrazów, począł téż garścią szukać mieczyka.
Na widok żelaza, które dobywał, w Jaksach krew zakipiała, już ich powstrzymać nie było w ludzkiéj mocy. Uciekać kupiec nie mógł i myśleć, bo z obładowanemi i znużonemi końmi, ani się śmiał na to porywać. Ludzie jego, stanąwszy po bokach, dobyli téż co kto miał, udając, że się będą bronić zacięcie.
Od okrutnego łajania zaczęto z obu stron... Wtém Jurga i Andruszka skoczyli wprost na wąsacza, i jeden go zaraz przez łeb chlasnął, czapkę przeciąwszy na dwoje... Grek oddał po ramieniu.