Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 011.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Właśnie Bolesław był na Rusi z niemi, gdy stary ojciec, który się już i o kiju ruszyć nie mógł, życie zakończył.
Pamiętał on jeszcze Ziemomysła czasy, napół i potroszę poganin był, choć późniéj się już nawróciwszy, wedle nowéj wiary i obyczaju żyć się starał. Opowiadano potajemnie, że na łożu śmiertelném służbie swéj polecił, aby po chrześciańskim pogrzebie, nocą z ziemi ciało dobywszy, starym obyczajem na stosie je spalili. I tak się téż podobno stało, a duchowieństwo dowiedziawszy się, choć sarkało, przez palce patrzéć na to było zmuszone.
Gdy synowie potém oba z owego sławnego grodu Kijowa powrócili, w którym się pono wszyscy, nie wyjmując pana, nad miarę zabawiali wesoło, znaleźli dworzec pusty, służbę tylko wierną stojącą na straży dobra pańskiego, a w skarbcu ogromne stosy dostatków, niemal królewskich. Ojcowskiego oka i powagi zabrakło, młoda krew w nich wojacza zawrzała i wkrótce bardzo jakoś, że Bolesław na nową wojnę nie wzywał, poczęli życia swobodnie zażywać, nie żałując sobie niczego.
Starszy Andruszka pomiędzy innemi z Rusi łupami greczynkę niewolnicę z sobą przywiózł, niewiastę dziwnéj urody, lecz na podziw téż płochą i niepomiarkowaną, która zbyt wesołe życie lubiła. Stary więc dworzec, niegdy spokojny,