Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 201.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu znalazł pustki i ciemność. Sułkowski za najświetniejszych swoich czasów nigdy dworu nie trzymał wielkiego, teraz go jeszcze zmniejszył... Wschody stały ciemne. Dopiéro wdrapawszy się na nie, usłyszał głosy ludzkie. W przedpokoju służba kłóciła się, grając w karty.
Na widok dziwnie ubranego człowieka zjawiającego się o téj godzinie, skoczyli wszyscy przestraszeni, zadając pytania.
Fröhlich oznajmił im, że ma dwa słowa do powiedzenia hrabiemu i to jak najspieszniéj. Kamerdyner najprzód go obrewidował i przetrząsł kieszenie, bojąc się czy nie miał broni i niezamierzał jakiéj napaści, a dopiéro potém pobiégł do hrabiego.
W pałacu zrobił się rozruch: peruka i ubranie, chusta, którą miał przewiązaną brodę nie dały poznać Fröhlicha. Wprowadzono go do sali, do któréj dopiéro teraz światło wniesiono. Sułkowski był nie ubrany, blady, ale spokojny i tak dumny, jak gdyby ministrem być nie przestał.
Gość zażądał oddalenia służącego. Wszystko to obudzało podejrzenia jakieś i obawy, lecz hrabia nie okazał trwogi. Gdy pozostali sam na sam, Fröhlich odsłonił twarz.
— Przed dwoma godzinami — rzekł — byłem zawołany do króla: powtórzę wam jego własne wyrazy.
„Dziś, tajemnie, do Uebigau... powiedziéć mu: niech zaraz ucieka do Polski.”
Sułkowski słuchał z niedowierzaniem.
— Król ci to mówił?
— Król, i z taką obawą, aby kto nie podsłuchał, jak gdyby był nie królem, ale niewolnikiem.
— Jest nim i na wieki zostanie — westchnął Sułkowski.
Zamyślił się hrabia.
— Bóg zapłać — odparł po przestanku krótkim — zażyłeś biédy dla mnie, a raczéj dla króla. Czém ci mogę odwdzięczyć?