Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 193.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Król chrząknął mocno.
— Ale ja mam pieniądze jeszcze? Brühl? — zapytał żywo.
— Są, przecież nie tyle ileby ich być powinno — zniżając głos mówił minister. — Gorsza daleko iż listy, stosunki, komunikacye z dworami kompromitują Sułkowskiego i wskazują go jako wielce niebezpiecznego człowieka. W Polsce, jeśli się tam uda, będzie, zasłonięty prawami rzeczypospolitéj, wichrzyć; jeśli pojedzie do Wiednia, tam téż może być niebezpiecznym. Słowem, gdziebykolwiek się udał...
Mówiąc to Brühl powoli patrzał na króla jak w tęczę, zdawał się rachować z wrażeniem i do niego zastosowywać słowa. Znał on dobrze twarz i humor pański, a mimo to nie umiał sobie dobrze teraz wytłumaczyć co ona oznajmywała. August patrzał i słuchał zdumiony, oczyma biegał po pokoju, wracał na Brühla, czerwieniał, bladł, był zmieszany, żaden wyraz z ust mu się nie dobył.
Na chwilę przestał mówić minister, czekał. August chrząknął mocno. kaszlnął i wlepił oczy wyzywające w niego.
Kończył więc nie mogąc inaczéj.
— W. Królewska Mość zna mnie i wié że jestem przeciwnym wszelkim gwałtownym środkom, ja téż kochałem tego człowieka, byłem jego przyjacielem, mogę powiedziéć, dopóki się panu mojemu nie przeniewierzył. Dziś jako minister, jako sługa wierny, gwałt sercu zadać muszę.
Rozpoczęcie sprawy zapewne było z O. Guarinim obrachowane w ten sposób, iż Padre miał nadejść wśród rozmowy, i w istocie zjawił się w tém miejscu. Król chciał zużytkować inaczéj przybycie Guariniego i przywitawszy go zapytał o Faustynę.
— Zdrowiuteńka! — zaśmiał się Ojciec. — Chi ha la sanità e’ricco e se no’l sa....
Ale Brühl stał z temi nieszczęsnemi papierami.