Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 177.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wprawdzie służba mogła oznajmić N. Panu i przestrzedz o nim, lecz ważył się już na wszystko.
Przez kilkanaście minut, ów mocarz co niedawno trząsł całym dworem i królem, pozostał sam, w kątku rozmyślając nad tém jakie los mu zgotował koleje. Zadumał się tak, gdy drzwi się otworzyły; król nie patrząc i nie widząc go wszedł z szambelanem, a gdy Sułkowski nagle przypadłszy do nóg mu się rzucił, chciał przerażony cofnąć się nazad.
Hrabia za nogi go pochwycił.
— N. Panie — zawołał — niegodzi się abyś sługę twego niewysłuchawszy odpędzał. Od dzieciństwa miałem szczęście wiernie sprawować me obowiązki przy osobie W. Kr. Mości.
Na twarzy króla zbladłego odmalowało się jak największe pomieszanie i trwoga. Głosem przerywanym zawołał:
— Sułkowski... ja nie mogę... idź... ja nie chcę słyszéć nic...
— Na Boga W. Kr. Mość zaklinam — podchwycił hrabia — nie domagam się nic oprócz tego abym czysty odszedł, bo się nim czuję i jestem w sumieniu. Racz W. Kr. Mość przypomniéć lata które przebyłem u jego boku, czym kiedy zawinił, czym się przeniewierzył, czym się zapomniał i przekroczył przeciw winnemu poszanowaniu....
Są ludzie którzy mnie chcą usunąć, aby oko pilne strzegące ich czynności, czuwać nie mogło; chcą mnie oddalić dlatego żem wierny. Królu...
Podniósł oczy, August swoje drżącemi rękami zasłaniał i niecierpliwie nogami tupał powtarzając:
— Nie chcę nic słyszéć...
— Ja się chcę tylko usprawiedliwić.
— Dość — zawołał król — mam najmocniejsze postanowienie rozstać się z wami: to się już zmienić nie może. Ani wam, ani rodzinie waszéj, ani nikomu nic się złego nie stanie... bądź spokojny, ale idź, idź, idź!!