Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 151.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Król słuchał, ale coraz bardziéj przerażony, oburącz zatknął sobie uszy i zamiast dać jakąkolwiek odpowiedź, jeszcze się daléj usunął ku oknu.
Sułkowski który już zaszedł tak daleko, że cofnąć się było niepodobieństwem; bił, jak mu się zdawało żelazo póki było gorące.
— Czuję tu — rzekł — że się targam na wielkie rzeczy, ale czynię to przez miłość dla mojego pana, którego chcę widziéć tak wielkim jak był rodzic jego, tak szczęśliwym jak on. Co warto to życie klasztorne! Pragniesz W. K. Mość spokoju, ale go będziesz miał przy sławie i dobréj myśli, jak skoro skinąć zechcesz i energicznie objawić swą wolę.
Tych opiekunów nie prosznych jak Pater Guarini i pan Brühl trzeba odprawić. Królowa, święta pani, cnót wielkich, niech się za nas modli, niech buduje swym przykładem, a my N. Panie, pojedziemy lada dzień Węgry zdobywać, bo Jego Cesarska Mość Karol VI, nie długo pociągnie. W obozie dopiero odetchniesz N. Panie.
Rozśmiał się Sułkowski...
Król patrzał w okno ponuro: żaden ruch i słowo nie zdradziło myśli jego.
Widocznie znużony był.
Szczęściem w téj chwili, ruch na korytarzach zwiastował godzinę obiadową; August ruszył się z miejsca, jakby nie czekając dworu chciał iść. Sułkowski podszedł do ręki, wziął ją prawie siłą, zaczął całować gorąco. Rumieniec na twarz króla wystąpił. Wszedł właśnie W. marszałek dworu i zastał hrabiego żegnającego się z N. Panem w tak czuły sposób, iż najmniéj nie powątpiewał o łasce w jakiéj faworyt zostawał.
Część téj rozmowy, niestety, królowa sama z za drzwi, wraz z O. Guarinim wysłuchała, ręce łamiąc.