Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 144.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dy musiał się drapać omackiem. Wiedział że Vogler zajmował mieszkanie na drugiém piętrze. Zadzwonił więc do drzwi, które z trudnością mógł wynaleźć w ciemnościach.
Zakrywszy twarz czekał długo aby mu otworzono. Mały chłopaczek z ogarkiem w ręku drzwi uchylił.
— Pater Vogler?
Chłopak się wpatrywał bojaźliwie w nieznajomego przychodnia i wahał co ma odpowiedziéć.
— Pater Vogler? — powtarzał hrabia głośniéj — interes pilny, bardzo pilny! Czy sam jest?
Chłopak nie umiał sobie poradzić, drzwi zostawił otwarte, a sam ze świecą umknął. Dopiéro po chwili powrócił ręką pokazując nieznajomemu aby wszedł. Sułkowski niezrzucając z siebie płaszcza wbiegł do mieszkania.
Była to cela uczonego. Wpośrodku stół foliantami zarzucony, przy ścianach proste półki, na których stały i leżały w nieładzie wielkim stosy ksiąg i papiérów. Na stole paliła się lampka z umbrelką. Przed nią stało wysiedziane krzesło skórą obite, z którego tylko co powstał człowiek chudy, wysokiego wzrostu, przygarbiony, łysy, z oczyma przymrużonémi. Zdawał się odwiedzinami nocnemi niezmiernie zdziwiony i oczy osłabione pilno zwrócił na wchodzącego, który jeszcze był osłoniony cały. Dopiéro gdy chłopak drzwi zamknął, Sułkowski zrzucił nakrycie z głowy, odkrył twarz i zbliżył się do O. Voglera, który pochwyciwszy go za rękę, krzyknął z podziwienia.
— Tst! — zawołał Sułkowski.
Vogler go uścisnął milczący i posadził, ale najprzód wyszedł do przedpokoju, aby dać rozkazy stosowne chłopcu.
Hrabia sparty na stoliku milczał a myślał.
— Widzę — rzekł drżącym głosem wracając Jezuita — że musisz wiedziéć o wszystkiém, choć tu u nas nikt nie wié nic jeszcze.