Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 141.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sułkowski się zamyślił i rozśmiał gorzko.
— To zabawne — zawołał — któżby mi dziś rano był powiedział, że nie będę gdzie miał bezpiecznie przenocować w Dreznie!!
Ruszył ramionami.
— Jeżeli tak jest w istocie ze mną źle — bąknął po chwili z wyrazem dumy — nie chcę narażać nikogo.
Mój Ludovici, podejmij się tylko konia odesłać na pocztę, ja pójdę pieszo i miejsce sobie wynajdę, a co mam czynić będę wiedział.
To powiedziawszy zawrócił konia Sułkowski, okrył twarz. Ludovicego puścił przodem, przygarbił się na siodle i z miną pachołka, który się wlecze za swoim panem, pojechał w trop za radzcą.
Zbliżyli się do bramy. W istocie jak zwykle stały w niéj straże, lecz radzca dał im jakieś zmyślone nazwisko na pastwę, niebardzo się nawet dwukonnym przypatrywano i bez przeszkody wjechali do miasta.
Już byli o kroków kilkanaście od wrót, gdy żołnierz przypadł do Ludovicego.
— Zkąd pan? z Pirny może?
— Z Pirny, tak jest — rzekł radzca.
— Nie słyszałeś pan o J. ekscelencyi hrabi Sułkowskim, który dziś miał przybyć właśnie.
— Owszem — zawołał dobrodusznie Ludovici, zwracając się na siodle ku pytającemu — gospoda pod Koroną zamówiona dla J. ekscelencyi, ale nadbiegł kuryer z oznajmieniem, że dopiéro za parę dni z Pragi wyruszy.
Żołnierz odbiegł rad że to ich od pilnéj straży nocnéj uwalniało, a radzca i hrabia ruszyli daléj.
W mieście ruch jeszcze był dosyć wielki, jak zwykle czasu karnawału. Około staréj poczty Sułkowski zsiadł, oddał