Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 121.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

patrzał, ilekroć on się czerwienił, bladł powoli; zdawało się że mu czegoś znużone drgają oczy i poruszają się usta: musiał to być skutek muzyki.
Trwał ten koncert dosyć długo, potém podano wieczerzę, na osobnym stole dla królestwa obojga, przy marszałkowskim dla dworu. Król jadł tak i pił, iż zdawało się że o wszystkiém zapomniał; jednakże po wieczerzy natychmiast zażądał z Brühlem odejść do swych pokojów.
Większa część dworu rozpierzchła się; kobiéty pozostały na wieczorne pacierze. Był bowiem zwyczaj w niektóre dni tygodnia, odmawianie modlitw i litanii pod przewodnictwem O. Guariniego, przy których bliższe osoby królowéj panie zawsze bywały przytomne.
I tego dnia exercitia duchowne odbyły się w małéj domowéj kaplicy królowéj i dopiéro po nich reszta dworu uwolnioną została.
Miał i O. Guarini odchodzić, gdy królowa nań skinęła. W. ochmistrzyni usunęła się zaraz i stanęła w przyzwoitém oddaleniu.
— Cóż było mój Ojcze? Król...
— Sam zagaił o Sułkowskim. Wielce go boli, że niektóre osoby są mu przeciwne. Zagadnięty, nie mogłem zmilczéć, trzeba było wojnę rozpocząć.
— I cóż? i co? — spytała ciekawie królowa.
— Mówiłem dosyć długo: tyle, ile można, aby króla nie znużyć — kończył Guarini — powiedziałem wszystko com miał na sercu.
— A król?
— Milczący słuchał.
— Jakże się wam zdaje? zrobi to wrażenie na nim.
— Nieochybnie, ale teraz powtarzać potrzeba ataki. Sułkowski wraca, rzecz nie cierpi zwłoki; powinien zastać już