Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 116.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odwrócił się August, pokiwał głową; coś niewyraźnego zamruczał i chwycił fajkę. Nastąpiło milczenie.
— Lżéjby było W. Kr. Mości — rzekł Padre — gdybyś raczył mi się zwierzyć.
— Głupstwo! — rzekł król.
— Nie warto się gryźć — odparł Ojciec.
— Głupstwo! — powtórzył raz jeszcze.
To powiedziawszy król wstał; począł się przechadzać wzdychając, i jak miał zwyczaj, kiedy go co niecierpliwiło, nogą podrzucał co na drodze znalazł, lub co mu się zdawało leżéć na drodze.
Guarini wpatrywał się w niego jak w tęczę.
— To bo niedobrze jest — rzekł — że W. Kr. Mość, przy takiéj pracy nie szukasz sobie rozrywki. Rozrywka jest człowiekowi koniecznie potrzebna, S. Jan na Pathmos miał hodowaną kuropatwę.
— Kuropatwę!! — powtórzył król zamyślony — ja wolę polować na cietrzewie; kuropatwa mała zwierzyna.
I chodził znowu powzdychiwając....
— Trzebaby albo muzyki, albo opery, albo obrazów, albo polowania.
August ręką machnął.
— Gdzież Brühl — spytał Ojciec.
— A! Brühl! jeden Brühl.... ale on zajęty, zajęty niebożątko, niech odpocznie sobie. Brühl dobry człowiek.
— Wyśmienity! — potwierdził Guarini — do niego W. Kr. Mość żalu nie masz?
— Ale co znowu!! Brühl... złoty Brühl — rzekł król, ale głowę zwiesił.
Trudno się było dowiedziéć.
— Jużciż W. Kr. Mość nie tęsknisz tak za Sułkowskim.
Drgnął król i stanął nagle. Guarini poznał że do rany rękę przyłożył.