Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 099.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to królowéj i mnie; Sułkowski dość swoją dumą narobił tu sobie nieprzyjaciół, jak skoro ludzie postrzegą, że szczęście może się odwrócić od niego, pomogą nam nieproszeni. Wam należy dotrwać wiernym przyjacielem do końca.
— Tak téż myślałem — odezwał się Brühl — będę nawet czekał, aż mi o wyjeździe powiedzą, a może zlekka przeciw niemu protestował, dowodząc, że mi się bez Sułkowskiego obejść będzie trudno.
— Doskonale — zawołał Guarini — Al nemico il ponte d’oro che fuge... gdy król zażąda pieniędzy, sypcie.
— Choćby ostatnie — odezwał się Brühl i zatarł ręce, a potém jakby sobie przypomniał obowiązek, księdza uścisnął i w rękę pocałował.
Lontano degli occhi, lontano dal cuore — pomrukiwał Padre powoli. — Król się oduczy od niego, a wy mu go zastąpicie.
Zaczęli chodzić po pokoju obaj... Padre jednak był zamyślony.
— Żonę zostawia, będzie mu donosiła — rzekł cicho.
— Koło niéj trzeba miéć ludzi.
— Dosyćby było jednego — uśmiechnął się Guarini — ale tamto pono trudno... a i kandydata na tę funkcyą znaleźć mi nie łatwo.
Zaczęli cóś szeptać pocichu...
A goccia à goccia si cava la pietra — dodał Padre...
Z drugiego pokoju wyszła w téj chwili powoli Teressa, trochę już przez poszanowanie dla duchownego przybrana, niosąc w ręku talérz owoców... który z uśmiechem na stoliku postawiła.
Ksiądz ją na sposób włoski po ramieniu poklepał, ona pocałowała go w rękę. Dobył z za sukni medale na sznurku, a było ich razem związanych kilka i wydzieliwszy jeden Teres-